Ostatnimi czasy
szukam recepty na związek idealny. Tak, wiem - nie ma czegoś takiego
(teoretycznie) ale zawsze można spróbować stworzyć coś, co będzie go
chociażby w nieznacznym stopniu przypominało.
Tylko jak tego dokonać,
skoro wszelkie sposoby już dawno zawiodły, a twarz bliskiej osoby
kojarzy się tylko rzeczami negatywnymi?
"(...) bo kiedyś to było inaczej" słyszę coraz częściej z ust mojego męża i zastanawiam się, w którym momencie popełniliśmy błąd.
Czy etap ten przypada na zbyt szybkie wspólne zamieszkanie, stratę pierwszego dziecka, drugą (nieplanowaną) ciążę, czy może na stek bzdur wypływających w pewnym momencie z naszych ust?
na kłamstwa? różnice w poglądach? sprzeczne oczekiwania?
Co musi stać się w związku, żeby z dwojga zakochanych sobie osób powstała ciepła mamałyga, trudniąca się byciem koło siebie, zamiast ze sobą?
Ja tego nie wiem - nie wie też on. I z tego też właśnie powodu nadal staramy się coś naprawić. Bezskutecznie (niestety).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz